Inspiracje -

"Nie myśleć o strachu, po prostu to robić"


Marzysz o podróżach, pracy za granicą i kontaktach międzynarodowych, ale ciągle to jednak pozostaje w sferze marzeń? Oto, jak poradziła sobie z tym zwyciężczyni „Praktykuj za granicą” z 2011 r. , blogerka i podróżniczka – Wiola Starczewska.

Lena Janeczko: Zdecydowałaś się wziąć udział w akcji „PRaktykuj za granicą”, chociaż nigdy wcześniej nie miałaś do czynienia z PR czy reklamą. Dlaczego tak ci zależało na tym konkursie?

Wiola Starczewska: To nie do końca było tak, że w ogóle się tym nie zajmowałam. Studiowałam politologię ze specjalnością medialną. Tematem PR zainteresowałam się na studiach i pomyślałam, że to byłaby fajna ścieżka kariery. Nie jest więc tak, że byłam zupełnie zielona. Jednak faktycznie po raz pierwszy przyszło mi robić taką strategię komunikacji i właściwie robiłam ją zupełnie sama. Lubię wyzwania i zawsze chętnie brałam udział w różnych konkursach. Pomyślałam sobie, że nawet, jeśli nie wygram, to czegoś się nauczę, i to czegoś, co przyda mi się później. Byłam wtedy na czwartym roku studiów.

Czy mogłabyś przybliżyć proces tworzenia kampanii dla Fundacji Dzieci Niczyje, za którą wygrałaś staż w Fleishman Hillard?

Zaczęłam od przeszukania internetu. Najpierw przeczytałam dostępne zwycięskie prezentacje z poprzednich lat. Na ich przykładzie zaczęłam tworzyć swoją własną. To była strategia dla NGO, dla Fundacji, zaczęłam więc również czytać na temat wolontariatów. Chciałam mieć jakiś wgląd w ten temat. Proces przygotowania się zajął jakieś 80% mojego czasu. Wpadałam na różne pomysły -  na przykład robiłam ankiety w szkołach. Pojechałam do mojego gimnazjum i wypytywałam uczniów, co sądzą o telefonie zaufania (tego dotyczyła strategia).

Przygotowania do konkursu zajęły ci bardzo dużo czasu. Jak godziłaś to ze studiami?

Myślę, że w moim przypadku ważny był fakt, że wcześnie zaczęłam przygotowania. Nie lubię odkładania rzeczy na ostatnią chwilę. Zabrałam się do pracy właściwie od razu, kiedy tylko zobaczyłam ogłoszenie. Codziennie wykonywałam jakąś małą część pracy.

Przejdźmy do samego stażu w Fleishman Hillard. Jakie były twoje zadania?

Nie stawiałam sobie dużych wyzwań, bo to był tylko miesiąc. Głównie skupiałam się na tym, żeby jak najwięcej obserwować. Wtedy udało mi się odwiedzić niemal wszystkie działy agencji. Sama głównie wykonywałam researche na zlecone mi tematy. Pamiętam, że jeden dzień spędziłam na segregowaniu gazet i czasopism w dziale lifestyle. Był tam straszny bałagan i podjęłam się doprowadzenia tego miejsca do porządku. Ale to było bardzo fajne. Nawiązałam tam kontakt z pewną dziewczyną, poszłyśmy razem na lunch, porozmawiałam z nią o kampanii nad którą pracuje… Nic w tamtym miejscu nie było czasem straconym.

 Rozmawiała: Lena Janeczko

Cały wywiad dostępny jest na Europejskim Portalu Młodzieżowym

stopka strony