Przez trudy do gwiazd


Kiedyś chowała się przed obcymi w szafie, teraz mówią o niej: kobieta rakieta. Poznajcie Marlenę Pujszę-Kunikowską z Fundacji CAT!

Fundację założyliśmy w 2000 r. Było nas kilkanaście osób. Wiedzieliśmy jedno: że chcemy działać i naszą pasją zarażać młodzież. Choć trzeba przyznać, że potrafiliśmy niewiele, a o wielu sprawach związanych z prowadzeniem Fundacji nie mieliśmy pojęcia – mówi Marlena Pujsza-Kunikowska, założycielka Fundacji CAT.

Cały świat w Lesznie

Okoliczności sprzyjały jednak rozwojowi. Leszno, sześćdziesięciotysięczne miasto w województwie wielkopolskim, było idealnym miejscem do założenia fundacji. W mieście jest sporo liceów, techników, wyższa szkoła zawodowa – to się przekłada na liczbę młodych ludzi, których można zaangażować we wspólne działania. Marlena wspomina: – Kiedy zaczynaliśmy, w Lesznie nie było żadnej sensownej propozycji dla młodzieży – nie licząc centrum profilaktyki. Nikt nie chciał uczyć się obcych języków, nie marzył o podróżach...

Obecnie w Lesznie działa ponad 300 organizacji pozarządowych, ale jeśli chodzi o międzynarodową działalność młodzieżową – prym wiedzie Fundacja CAT. Co roku gości u siebie kilkudziesięciu wolontariuszy z zagranicy. W tym przyjadą kolejni – m.in. z Gruzji, Hiszpanii i Rosji.

Na pytanie, czy Fundacja CAT pozwoliła rozwinąć komuś skrzydła, Marlena odpowiada bez wahania: „Takich osób jest mnóstwo”.

– Pamiętam Pawła, licealistę, który był świetny w nauce języków. Nie pochodził z zamożnej rodziny, ale widać było, że chce czegoś więcej. Trafił do nas, zaczął jeździć na wymiany, potem został trenerem. Ale ciągle było mu mało – marzył o studiach w USA. Zorganizowaliśmy konferencję, na której poznał ludzi z międzynarodowych organizacji studenckich i młodzieżowych, takich jak AIESEC. To go jeszcze bardziej zmotywowało. Po pewnym czasie dostał się na amerykański uniwersytet!

Takich osób jak Paweł jest znacznie więcej: – Trafiają do nas osoby z naprawdę traumatycznymi przeżyciami. Zaczynają przychodzić na spotkania, angażować się w projekty – i pomału przestają bać się kontaktu z innymi ludźmi – opowiada wiceprezeska Fundacji Barbara Janik.

Pani prezes rakieta

– Byłam strasznie nieśmiała. Kiedy do rodziców przychodzili jacyś goście, chowałam się w szafie albo uciekałam przez okno. Fundacja pomogła mi przełamać ten lęk. Kiedy współorganizowaliśmy jedną z pierwszych konferencji, pracownik z drugiej organizacji powiedział mi: „Jeżeli my mamy współpracować, to pani prezes też musi przyjść”. Nie miałam wyjścia – przyszłam! – śmieje się Marlena.

Teraz o Marlenie mówią „kobieta-rakieta”, „najlepsza ambasadorka Leszna”. W ubiegłym roku została nominowana do nagrody EDUinspirator, którą FRSE przyznaje osobom, które potrafią zarazić innych swoją pasją do działania.

Energia, którą się czuje

Problemy Fundacji CAT? „Grantoza” – czyli uzależnienie fundacji od grantów. Ponieważ to jedyne źródło finansowania organizacji, nie da się wybierać tylko ciekawych programów. Ciągle myśli się o tym, jak dopiąć budżet. – Cały czas jest obawa, że nie znajdziemy pieniędzy i któraś z fajnych osób będzie musiała odejść – przyznaje Marlena. – Chwil zwątpienia bywa wiele, ratuje mnie to, że... jestem energetykiem. To znaczy bardzo reaguję na energię, jaką wyzwalają różne działania. A trudno o lepsze źródło tej energii niż CAT. Fajne pomysły, ciekawe osoby, wzajemna inspiracja...

Jednak inni pracownicy fundacji nie mają wątpliwości, że źródłem tej energii jest... Marlena. Wiceprezeska Barbara Janik podsumowuje: – To dusza i serce całej organizacji.

Tekst: Karolina Ludwikowska, FRSE
 

stopka strony