Inspiracje -

W krainie opowieści


Na wolontariacie w Londynie słuchał wojennych historii o Polsce – oczywiście po angielsku. Przeczytaj o niezwykłym projekcie, w którym brał udział Łukasz.

Wyjazd na wolontariat zaraz po szkole średniej to (przynajmniej w Polsce) nie taka popularna decyzja! Nie ciągnęło cię do rozpoczęcia studenckiego życia?
Pomysł na wolontariat zrodził się w mojej głowie tuż przed maturą. Nie wiedziałem, co chcę robić w życiu ani jakie studia zacząć. Pomyślałem, że taki wyjazd to idealny czas na zastanowienie się nad swoim dalszym życiem, możliwość znalezienia nowych pasji oraz szansa na doszkolenie języka.

Jak wyglądał twój zwyczajny dzień pracy w hostelu?
Był… dość nietypowy. Pracę zaczynałem o siódmej, pomagając wydawać śniadanie w restauracji. Śniadanie kończyło się o dziewiątej, po nim pomagałem posprzątać i przygotować restaurację na kolejny posiłek. O dziewiątej trzydzieści zazwyczaj byłem już wolny. Do południa miałem czas dla siebie. Potem zaczynały się zajęcia z rezydentami. W budynku mieszkało blisko dwieście osób w różnym przedziale wiekowym, zawsze znalazł się ktoś chętny do zamienienia słówka czy zagrania w jakąś grę. Najczęściej grałem w tenisa stołowego, badmintona i snookera. Zdarzało się, że żaden rezydent nie miał ochoty na nic konkretnego – wtedy spędzałem z nimi po prostu czas, rozmawiając albo pomagając zrobić zakupy. Po piętnastej znowu miałem czas dla siebie. Kolejne obowiązki były wieczorem. O dziewiętnastej otwieraliśmy „Coffee Shop”, gdzie sprzedawaliśmy słodycze, kawę czy herbatę, a także organizowaliśmy dla rezydentów quizy, noce filmowe czy teleturnieje z nagrodami. Sklepik zamykaliśmy o wpół do dziesiątej wieczorem, tym samym kończąc nasz dzień w projekcie.

Twój wolontariat w dużej mierze polegał na wysłuchiwaniu historii. Która z nich była najciekawsza i najlepiej ją zapamiętałeś?
Mieszkańcy hostelu lubili dzielić się swoimi opowieściami. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia cypryjskiego marynarza, który wzbogacił się na hazardzie – miał własny ekskluzywny hotel i jacht. Potem szczęście się od niego odwróciło i został z niczym. Wylądował na ulicy. Teraz mieszka w hostelu, ma niewiele, ale jest szczęśliwy – ma ciepłe schronienie i dobrych ludzi wokół. Swoją historię zakończył słowami: Widzisz, przyjacielu, pieniądze szczęścia nie dają.

Wśród osób, które poznałeś, była także osiemdziesięciodwuletnia kobieta, która przeżyła Zagładę. Na czym polegały wasze spotkania?
Współpracowaliśmy z organizacją wspierającą ofiary Holokaustu. Mnie przydzielono starszą panią, która potrzebowała pomocy w używaniu komputera i telefonu. Lea Goodman okazała się niesamowitą kobietą, która w czasie wojny ukrywała się w Krakowie. Jest rzeźbiarką, w wieku 82 lat regularnie chodzi na siłownię i podróżuje po świecie. Raz w tygodniu spotykaliśmy się w jej warsztacie. Uczyłem ją ściągać aplikacje, wysyłać e-maile, zamawiać książki. Pomaganie takiej osobie, a przy tym wysłuchiwanie opowieści związanych z moim krajem, było jednym z najbardziej wartościowych doświadczeń wolontariatu.

Życie w Londynie nie jest tanie. Czy musiałeś dużo zainwestować w ten wyjazd?
Rzeczywiście, Londyn to bardzo drogie miasto, ale podczas całego mojego pobytu nie dopłaciłem ani złotówki z własnej kieszeni. Przyznaję – żyłem oszczędnie. Dużo zależy od tego, w której części Londynu się mieszka i co ma się zapewnione w czasie projektu. Ja miałem to szczęście, że dostawałem za darmo śniadania i często obiady – organizatorzy bardzo mnie polubili. Dzięki temu mogłem zaoszczędzić pieniądze na jedzeniu, a przeznaczyć je na podróżowanie czy wyjście ze znajomymi na miasto. Jeżeli nie jesteś osobą rozrzutną, kieszonkowe od organizacji powinno ci wystarczyć na przeżycie.

Jak potoczyły się twoje losy po przyjeździe do Polski?
Zacząłem studia w Krakowie, bo tęskniłem za bliskimi i miejscem zamieszkania. Teraz, pół roku po powrocie, czuję, że chcę wrócić do Anglii i tam studiować. Udało mi się złożyć aplikację studencką i prawdopodobnie przeniosę się na Wyspy kontynuować edukację.

Łukasz Tomczak realizował swój wolontariat w ramach programu Aktion Sühnezeichen Friedensdienste.

Rozmawiała Karolina Ludwikowska.
Wywiad pochodzi z publikacji Eurodesk Polska Międzynarodowy wolontariat młodzieży.

stopka strony