Inspiracje -

(Nie) dla frajerów


Trudno jest namówić Polaków na pracę społeczną. Niektórzy uważają, że to dla naiwniaków – mówi Małgorzata Żołądziejewska, malarka z Zielonej Góry, która w ramach projektu Europejskiego Korpusu Solidarności przepracowała rok w Dublinie.

Jako wolontariuszka EKS-u pracowałaś w biurze irlandzkiej organizacji zajmującej się... wolontariatem?
W Dublinie byłam już cztery lata, kiedy przypadkiem dowiedziałam się, że Voluntary Service International (irlandzki oddział Service Civil International, istniejącej od 1920 r. organizacji pozarządowej działającej na rzecz pokoju na świecie) szuka wolontariuszy mieszkających na miejscu. Aby się zgłosić, przyszło mi do głowy dosłownie w ostatniej chwili, bo miałam już skończone 29 lat [w projektach Europejskiego Korpusu Solidarności mogą brać udział osoby od 18 do 30 r. ż. – przyp. red.]. Pomyślałam jednak, że jeśli nie teraz, to kiedy! Później nie będzie już może okazji, by dołączyć do tego typu inicjatywy. Projekt trwał 12 miesięcy, rozpoczęłam go w czerwcu ubiegłego roku. W zasadzie nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Wiedziałam jedynie, że będę pracować w biurze, a moje stanowisko to placement officer. Trochę się na początku obawiałam, czy w ogóle będę tam pasować.

To była typowa praca biurowa?
To była raczej nietypowa praca biurowa (śmiech). Zadania były dosyć zróżnicowane. Moim głównym obowiązkiem było kontaktowanie się z ludźmi, którzy chcą przyjechać w ramach wolontariatu do Irlandii i wziąć udział w letnich projektach naszej organizacji. Przeprowadzałam badania ewaluacyjne z każdą grupą, jeździłam też na targi, żeby promować wolontariat wśród studentów. Najbardziej interesującą częścią tej pracy było jednak wykonywanie tzw. pre-departure trainings, czyli szkoleń dla osób, które wyjeżdżały z Irlandii w ramach projektów naszej organizacji. Zwłaszcza że byli to ludzie z różnych środowisk i krajów. Obowiązków miałam dużo, przygotowywałam też posty na media społecznościowe, newsletter, opracowywałam logo.

Co sprawiało ci największą trudność?
Voluntary Service International to mała organizacja. Zdarzały się jednak dni, w których byłam dosłownie zawalona pracą, tak że nie byłam w stanie tego uporządkować. Największe wyzwanie stanowiła organizacja zadań i ustalanie priorytetów. Planowanie nigdy nie było zresztą moją najmocniejszą stroną, ale wydaje mi się, że po tym roku zrobiłam pewien postęp. Lepiej radzę też sobie ze stresem. Jestem teraz w stanie podchodzić do zadań z większym dystansem i luzem emocjonalnym. Czuję, że zyskałam siłę przebicia.

Jesteś artystką, malarką, to musiał był dla ciebie trochę obcy świat…
Podczas udziału w projekcie starałam się wykorzystywać swoje artystyczne zdolności, między innymi robiłam ilustracje. Sztuką i tak mogę się zajmować głównie w czasie wolnym, jest więc dla mnie ważne, by go po prostu mieć. Szczęśliwie biuro VSI było parę minut drogi od mojego domu. W Dublinie, razem z lokalnymi artystami, wzięłam też udział w projekcie społecznym polegającym na malowaniu skrzynek na prąd, sterujących sygnalizacją świetlną. Dobrze jest móc trochę upiększyć świat.

Czym różni się podejście do wolontariatu Irlandczyków i Polaków?
Tego, by nie zamykać się na innych, nauczyłam się właśnie w Irlandii. Tu ludzie są bardzo chętni do podejmowania takich inicjatyw. Często udzielają się w zarządach organizacji pozarządowych albo zajmują się działalnością wolontaryjną poza godzinami pracy. Wydaje mi się, że Polaków wciąż trudno jest namówić na wolontariat. Niektórzy w ogóle uważają, że wolontariat jest dla frajerów, bo ludzie, którzy mają olej w głowie, robią rzeczy za pieniądze, i to naprawdę porządne pieniądze. Mam też wrażenie, że w Irlandii wolontariatem zajmują się osoby w różnym wieku, za to w Polsce – najczęściej młodzież licealna albo studenci. Pamiętam, że kiedyś, w ostatniej klasie liceum, ludzie łapali się za jakikolwiek wolontariat, ale tylko po to, żeby dostać dodatkowe punkty na koniec szkoły. I chyba nie spotkałam w naszym kraju wolontariusza, który by był po trzydziestce. Mam jednak nadzieję, że to się już zmienia. Tutaj, w Irlandii, to zupełnie normalnie. Szczególnie emeryci biorą się za wszelkiego rodzaju prace społeczne, ale robią to również osoby pracujące, które mają czas. Ta różnica mentalna między społeczeństwem polskim a irlandzkim jest wyraźna.

Rozmawiał Alicja Jóźwicka – korespondentka FRSE.
Wywiad ukazał się w magazynie Europa dla Aktywnych.

stopka strony