Publicystyka -

Holenderska szczerość aż do bólu


Gdyby rok wcześniej ktoś mi powiedział, że będę mieszkać w Holandii, to roześmiałabym mu się w twarz, bo nigdy nie chciałam się wyprowadzać z Polski – mówi Aneta Ozorek, która mieszka i pracuje w Amsterdamie.

Amsterdam uchodzi za jedno z najlepszych miast do życia w Europie. Rzeczywiście tak dobrze się tu żyje i pracuje?

Aneta*: To bardzo zielone, w dodatku świetnie położone miasto. Wyjeżdżasz 15 minut rowerem poza jego granice i jesteś niemal w parku narodowym, jakbyś była na Mazurach. No właśnie, rowery. Gdy mieszkałam w Katowicach, jeździłam na rowerze jesienią i zimą, gdy padał deszcz – z workiem foliowym na głowie. W dodatku byłam jedyną rowerzystką na drodze, więc ludzie patrzyli na mnie jak na ufoludka. W Amsterdamie jazda w deszczu czy śniegu to normalka. Każdego dnia razem ze mną jeżdżą tu setki osób. Ale największą różnicę między Polską a Holandią widzę w podejściu do pracy. Jestem dyrektorką artystyczną festiwalu filmów animowanych. Pracujemy nad nim cały rok, choć sam festiwal trwa pięć dni. Wiadomo, że to najważniejszy czas w roku. Gdy pracowałam przy polskich festiwalach, w trakcie ich trwania trzeba było być dostępnym 24 godziny na dobę i właściwie w ogóle nie spać. Dlatego byłam w absolutnym szoku, gdy mój dyrektor finansowy z Holandii oświadczył, że w trakcie festiwalu będzie niedostępny przez połowę dnia, bo jego córeczka ma konkurs małego pływaka. Gdy zebranie się przeciąga, pracownicy oświadczają, że nie mogą zostać dłużej, bo np. mają lekcję hiszpańskiego. I nikt się na to nie oburza. Ani nie wysyła służbowych maili po godzinach pracy. Czas wolny oraz oddzielenie go od pracy to świętość.

Jak to się stało, że zaczęłaś pracować w Holandii?

Dostałam propozycję, bo od lat pracuję przy festiwalach filmowych i animacyjnych, dzięki czemu spotykam mnóstwo osób z branży na międzynarodowych wydarzeniach. Twórcy Kaboom Animation Festival [wówczas jeszcze pod nazwą Klik Amsterdam Animation Festival] powiedzieli, że od dwóch lat szukają dyrektora artystycznego i nie mogą znaleźć odpowiedniej osoby. Ze względu na moje doświadczenie i kontakty międzynarodowe uznali, że warto zaproponować to stanowisko mnie. Musiałam przejść przez rozmowę kwalifikacyjną z całą radą programową festiwalu i przedstawić swoje pomysły na rozwój wydarzenia. Czułam, że to praca dla mnie, bo od dawna chciałam skupić się właśnie na byciu kuratorką i programerką festiwalu. Początkowo wymyśliłam, że będę mieszkać w Warszawie i latać do Amsterdamu na 10 dni każdego miesiąca. Po roku byłam wykończona lataniem i życiem na dwa domy, więc postanowiłam przeprowadzić się do Amsterdamu na stałe.

Czemu początkowo nie chciałaś tego zrobić?

Gdyby rok wcześniej ktoś mi powiedział, że będę mieszkać w Holandii, to roześmiałabym mu się w twarz, bo ja bardzo lubię Polskę, nigdy nie chciałam się z niej wyprowadzać. Uwielbiam język polski, zabawy językowe, lubię nawet smutne, szare Katowice jesienią. Tu mam przyjaciół, którzy są dla mnie jak rodzina. Poza tym nawet mieszkając w Polsce i tak bardzo dużo podróżowałam zawodowo, więc nigdy nie miałam poczucia, że jestem uziemiona. Ale akurat rozstałam się z partnerem, i tak musiałam się przeprowadzić, więc zdecydowałam się zamieszkać w Amsterdamie. Zwłaszcza że jako dyrektorka artystyczna powinnam być na miejscu, znać lokalne problemy społeczne, scenę polityczną, nawiązywać relacje z twórcami innych festiwali, by wykonywać swoją pracę na dobrym poziomie.

Mimo że kochasz język polski, pracujesz w języku angielskim.

-  Zaraz po tym jak dostałam pracę, całe nasze biuro przeszło z tego powodu na język angielski, mimo że większość pracowników stanowią Holendrzy. Większość osób przyjęło to bez problemu, ale części się to nie podoba i mniej lub bardziej wyraźnie to manifestują. Z jednej strony budzi to we mnie emocje, z drugiej staram się tym nie przejmować. Wybrano na to stanowisko mnie ze względu na moje kwalifikacje i z tego się wywiązuję. Już na rozmowie o pracę komunikowałam, że nie mówię po holendersku i nie obiecywałam, że się to zmieni. Co nie zmienia faktu, że chcę i uczę się holenderskiego, bo brak znajomości język lokalnego natychmiast sytuuje cię po stronie obcego, nawet jeśli w Holandii bez problemu jesteś w stanie dogadać się po angielsku. 

Jaka atmosfera panuje w biurze?

Różne rzeczy mówi się o Holendrach, zwłaszcza o słynnej holenderskiej szczerości, która zdaniem wielu ekspatów jest po prostu chamstwem i mówieniem prosto w twarz bardzo przykrych rzeczy. Ja na relacje z Holendrami nie narzekam, ale też obracam się w branży kulturalnej, w której ludzie są zwykle otwarci i tolerancyjni. W biurze panuje bardzo duże zrozumienie dla spraw prywatnych. Jeżeli ktoś ma problemy, dostaje wsparcie psychologiczne. Dba się o to, by nikt nie czuł się wykluczony. Dla mnie moi koledzy z biura zrobili mnóstwo niesamowitych rzeczy, gdy przeprowadzałam się do Holandii i ogromnie mi pomogli w większości spraw organizacyjnych: poszukiwaniu mieszkania, podpisaniu umowy na wynajem, znalezieniu roweru. 

Pod względem organizacji życia Holandia jest przyjaznym krajem?

Holandia słynie z tego, że jest krajem innowacyjnym, dzięki czemu wiele rzeczy można załatwić od ręki nawet nie wychodząc z domu. Mam znajomych freelancerów z Polski, którzy założyli firmę w ciągu kilkunastu minut przez internet. Największym wyzwaniem jest na pewno znalezienie mieszkania, bo to bardzo mały kraj, a imigrantów przybywa. Ja chodziłam oglądać mieszkanie do wynajęcia czasem razem z 30 innymi chętnymi. Byli nawet ludzie, którzy próbowali przekupić właściciela. Pamiętam, jak pocieszałam na oglądaniu dziewczynę z Wenezueli, która rozpłakała się, bo szukała z partnerem już od trzech miesięcy i doszła do wniosku, że na tym rynku przetrwają tylko rekiny. Mnie dopiero po dwóch latach udało się znaleźć odpowiednie mieszkanie w rozsądnej cenie i to tylko dzięki znajomym. Wynajęliśmy z partnerem trzypokojowe mieszkanie za 1500 euro. Wcześniej wynajmowałam kawalerkę za 1250 euro. W Holandii istnieje państwowy rynek mieszkaniowy, w którym wynajem mieszkań jest nawet o połowę tańszy, ale jeśli nie mieszkasz tu od 30 lat, to masz małe szanse, by z tego skorzystać. Wysokie ceny dotyczą też kupna mieszkań, więc mogą sobie na to pozwolić tylko ci, którzy mają szczęście do znalezienia dobrej oferty i oszczędności.

Zarobki holenderskie pozwalają żyć na przyzwoitym poziomie?

Do czterdziestki mieszkałam w Polsce, jednocześnie funkcjonując na międzynarodowym rynku festiwalowym, więc bardzo dużo podróżując. Pamiętam ten stres, gdy było się w Szwecji czy Norwegii i szło ze wszystkimi do knajpy. Czy będzie mnie na to stać? Czy nie wydam całego swojego budżetu na wyjazd? To ciągłe przeliczanie, sprawdzanie. Jasne, że kraje skandynawskie są najdroższe w Europie, ale odkąd zarabiam w euro nawet tam czuję się swobodnie i bezpiecznie. Złotówkowy lęk zniknął. Zarabiam teraz tak, że mogę swobodnie żyć w Amsterdamie, iść ze znajomymi do restauracji i cieszyć się wieczorem, a nie myśleć o rachunku. Pewnym minusem jest to, że nie pracuję na typowej umowie o pracę. To coś pomiędzy, składki płacę firmie pośredniczącej, która zapewnia mi ubezpieczenie zdrowotne, w razie straty pracy wypłaca zasiłek. Nie chroni mnie jednak kodeks pracy, a prawo w Holandii stoi mocno po stronie pracownika, trudno go zwolnić, a jeśli już, to należy mu się duża odprawa. Rada programowa festiwalu, przy którym pracuję, deklaruje, że jeśli dostanie większe dofinansowanie, podpisze ze mną umowę o pracę. Niestety na razie w tej branży tylko największe festiwale mogą zapewnić etaty pracownikom. 

Biorąc to wszystko pod uwagę, czujesz, że Holandia to twoje miejsce do życia?

Na pewno utożsamiam się z wartościami, które są ważne dla Holendrów. Uwielbiam tutejszą różnorodność kulturową. Pamiętam, że jak na Śląski robiłam warsztaty dla dzieci. Gdy pokazywaliśmy filmy z osobami ciemnoskórymi, maluchy z Bytomie krzyczały zdziwione: „Proszę pani, ta dziewczynka ma czarną twarz!”. Spotkać kogoś takiego na ulicy graniczyło tam z cudem. Tutaj to codzienność. Może dlatego nie czuję się tutaj obco. Poznałam tu partnera, Hiszpana, więc niewykluczone, że kiedyś przeniesiemy się do Hiszpanii. Ale każda kolejna przeprowadzka nie ma już takiego znaczenia. Dla mnie pierwszą wielką decyzją o opuszczeniu oswojonego miejsca była przeprowadzka z rodzinnych Katowic do Warszawy. Najtrudniej jest po raz pierwszy spakować swoje życie do walizki. Ale jak już raz nauczysz się pakować, to każda kolejna podróż jest już dużo prostsza.

*Aneta Ozorek – dyrektorka artystyczna Festiwalu Kaboom Animation, kuratorka i ekspertka
edukacyjna. Ma duże doświadczenie w organizowaniu filmowych wydarzeń branżowych, warsztatów, wystaw i festiwali międzynarodowych.

#praca #Holandia #PracujwEuropie

stopka strony