Udział w międzynarodowym workcampie może być świetną okazją do rozwijania swoich zainteresowań naukowych, o czym przekonała się Aleksandra, uczestniczka projektów AEVSO.
Co najmniej raz w roku wyruszasz na krótkoterminowy wolontariat zagraniczny. Co Cię do tego motywuje?
Wolontariat jest obecny w moim życiu, odkąd pamiętam. Już w szkole podstawowej angażowałam się w zbiórki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Często byłam też wolontariuszką przy organizacji różnego rodzaju festiwali i wydarzeń teatralnych. Kiedy na pierwszym roku studiów koleżanka powiedziała mi o możliwości wzięcia udziału w wolontariacie międzynarodowym, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Każdy taki wyjazd to nie tylko świetna okazja do uczenia się nowych rzeczy i poznawania ciekawych ludzi, ale także fajna przygoda.
W zeszłym roku wzięłaś udział w trzytygodniowym workcampie realizowanym w Miejscu Pamięci i Muzeum Sachsenhausen, na terenie byłego obozu koncentracyjnego. Czemu wybrałaś akurat to miejsce?
Tematyka projektu wydała mi się ciekawa ze względu na moje zainteresowania naukowe. Byłam wtedy po drugim roku studiów i zastanawiałam się nad tematem pracy licencjackiej. Interesowały mnie między innymi kwestie związane z niemieckim neonazizmem. Chciałam dowiedzieć się, jak ten temat postrzegany jest w różnych niemieckich środowiskach. Możliwość odbycia wolontariatu w takim miejscu wydała mi się dobrą okazją do odnalezienia pewnych odpowiedzi.
Na czym polegał projekt? Jakie były Twoje zadania?
Główny cel projektu polegał na wsparciu codziennego funkcjonowania Muzeum i Miejsca Pamięci Sachsenhausen. Do moich zadań należała między innymi pomoc przy wykonywaniu i archiwizacji zdjęć, a także drobne prace porządkowe na miejscu, w tym dbanie o zieleń. Projekt miał też istotny wymiar edukacyjny. Już pierwszego dnia zwiedziliśmy cały obóz, a pracownicy muzeum opowiedzieli nam o jego historii. Uczestniczyliśmy w spotkaniach z osobami lub potomkami osób, które były więzione w Sachsenhausen zarówno w czasach nazistowskich, jak i radzieckich. Mieliśmy również dostęp do archiwów i mogliśmy przyglądać się pracy osób zatrudnionych w Muzeum. Braliśmy także udział w wycieczkach po Orianenburgu – miasteczku, w którym znajdował się obóz i które do dziś jest pełne śladów nazizmu. Poszliśmy między innymi do lasu, przez który przechodził tak zwany marsz śmierci, czyli masowa piesza deportacja więźniów z obozu w związku z nadejściem radzieckiego frontu. W ostatnim tygodniu workcampu zajmowaliśmy się głównie przygotowaniem nowej części muzealnej ekspozycji.
Czego dotyczyła?
To autorski projekt wszystkich wolontariuszy – artystyczna instalacja, której motywem przewodnim był temat żywienia w obozie koncentracyjnym. Każdy z nas dostał do dyspozycji mały stolik z Ikei, który mieliśmy potraktować jako swego rodzaju ramę do wyrażenia naszych przemyśleń oraz odczuć związanych z tym tematem. Punktem wyjścia stała się wiedza zdobyta w archiwach Miejsca Pamięci Sachsenhausen.
Jak wyglądał typowy dzień w czasie workcampu?
Dzień zawsze zaczynaliśmy wspólnym śniadaniem, po którym udawaliśmy się do przydzielonych nam zadań. Mieszkaliśmy bardzo blisko obozu – w domu wybudowanym przez pierwszych internowanych. Budynek ten, nazywany „Domem Szczypiorskiego” – od nazwiska polskiego pisarza, który był więźniem Sachsenhausen – funkcjonuje obecnie jako centrum spotkań i schronisko młodzieżowe. Po południu jedliśmy razem obiad, po którym mieliśmy różne projektowe aktywności, a wieczory były wolne. Rytm dnia wyznaczały głównie posiłki, których przygotowywanie było jednym z naszych obowiązków. Każdego dnia zadanie to należało do innej grupy.
A jak spędzaliście czas wolny?
Wieczory wykorzystywaliśmy przede wszystkim na wypoczynek i integrację. Graliśmy w różne gry, dużo rozmawialiśmy. W weekendy przeważnie jeździliśmy do pobliskiego Berlina i korzystaliśmy z jego atrakcji. Zwiedzaliśmy miasto, chodziliśmy do muzeów i na imprezy. W jeden weekend zorganizowaliśmy również wypad na kajaki, choć ja akurat nie wzięłam w nim udziału.
Wspomniałaś, że wolontariat międzynarodowy to świetna okazja do poznania ciekawych ludzi. Kim byli pozostali wolontariusze?
Była nas łącznie dwunastka, w tym osoby z Turcji, Czech, Kolumbii, Hiszpanii, Włoch i Nigerii, a także dwoje liderów grupy, którzy pochodzili z Portugalii oraz Węgier. Była to dość solidna mieszanka międzykulturowa, w której nie udało się uniknąć konfliktów, często na polu światopoglądowym. Nie były one jednak groźne, a różnorodność grupy zdecydowanie sprzyjała prowadzeniu bardzo ciekawych rozmów i poznawaniu innych punktów widzenia. Mnie szczęśliwie udało się utrzymać dobre relacje z całą grupą i do dziś jestem w kontakcie z wieloma osobami z projektu.
Wyobrażam sobie, że trzytygodniowy pobyt w miejscu upamiętniającym ofiary Holokaustu może nieść ze sobą spory ciężar emocjonalny. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w trakcie workcampu?
W Sachsenhausen więzionych było bardzo wielu Polaków, w tym – o czym wcześniej nie wiedziałam – ponad stu pięćdziesięciu profesorów oraz pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej. W muzealnych archiwach znajduje się sporo pozostałości po polskich więźniach. Poza obozową odzieżą są to również różnego rodzaju dokumenty, rysunki, czy listy. Myślę, że ze względu na polską historię przebywanie w tamtym miejscu było dla mnie momentami trudniejsze niż dla pozostałych uczestników projektu. Do dziś pamiętam, jak wstrząsnął mną widok ubrania młodej polskiej więźniarki, które pasowałoby na mnie.
Co dał Ci udział w projekcie?
Było to bardzo rozwijające doświadczenie, głównie ze względu na ogrom zdobytej wiedzy i możliwość wymiany poglądów zarówno z pracownikami Miejsca Pamięci Sachsenhausen, jak i z wolontariuszami z innych krajów. Uwielbiam rozmawiać o polityce i chętnie korzystam z każdej okazji, w której mogę dowiedzieć się o świecie czegoś więcej, niż tylko to, co dociera do mnie na co dzień z mediów. Dyskusje z pracownikami muzeum dały mi nową, ciekawą perspektywę na temat popularności postaw neonazistowskich w Niemczech i pozwoliły mi znacznie lepiej zrozumieć, co tam się obecnie dzieje. Wszystko to było bardzo pomocne przy pisaniu mojej pracy licencjackiej. Mam też nadzieję, że doświadczenia zebrane w projektach ułatwią mi realizację przyszłych planów zawodowych, wśród których znajduje się między innymi praca na arenie międzynarodowej, na przykład w Komisji Europejskiej.
Co Twoim zdaniem stanowi największą wartość wolontariatów międzynarodowych?
Uważam, że udział w tego typu przedsięwzięciach to doskonała okazja do poszerzania horyzontów i poznawania niezwykle ciekawych ludzi i interesujących miejsc. W dzisiejszym świecie widzimy postępującą radykalizację poglądów politycznych i społecznych, która we mnie osobiście budzi niepokój. Być może jestem idealistką, ale wierzę, że takie inicjatywy, jak wolontariackie projekty międzynarodowe uczą nas trochę lepiej się wzajemnie rozumieć i szanować odmienne punkty widzenia. Jest to integracja międzykulturowa w najlepszym możliwym wydaniu. Udział w zagranicznych wolontariatach to również świetna szkoła samodzielności i sprawnego poruszania się w międzynarodowym środowisku.
Rozmówca: Aleksandra Garbiak
Rozmawiała: Daria Nawrot
Wywiad ukazał się w publikacji ,,Międzynarodowy wolontariat młodzieży.”