Namiastka normalności w trudnych czasach


Tego projektu mogło nie być. Rodzice ukraińskich dzieci do ostatniej chwili wahali się, czy wysyłać swoje latorośle przez pogrążony w wojnie kraj z Kijowa do oddalonego o blisko 900 km Nowego Miasta. Zrobili to dając młodym kilka dni normalności w towarzystwie polskich rówieśników.

Z Anną Wyrwich, wieloletnią koordynatorką projektów realizowanych przez Zespół Szkół im. Integracji Europejskiej w Nowym Mieście, rozmawiamy o polsko-ukraińskich działaniach i o tym, jak żyć i cieszyć się życiem w czasach konfliktu.

Realizacja projektu z udziałem Ukraińców w czasie wojny to nie lada wyzwanie.

To prawda. Tuż przed jego rozpoczęciem obawialiśmy się, czy młodzieży ukraińskiej w ogóle uda się do nas przyjechać. Rodzice bali się puścić dzieci za granicę, tym bardziej że musieli przejechać przez niemal całą Ukrainę. Zdobycie biletów na pociąg graniczyło z cudem. Dopiero dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem zgodzili się na tę wyprawę. To było wyzwanie, ta niepewność, strach o bezpieczeństwo dzieci.

Opiekunowie z Ukrainy obawiali się też, jak młodzież się u nas odnajdzie, w Kijowie zostali przecież ich bliscy. I rzeczywiście to było dla nich duże przeżycie. W każdej wolnej chwili sięgali po telefony i sprawdzali, co dzieje się w Ukrainie. To był bardzo smutny widok. 

W całej tej sytuacji zależało nam, by ukraińska młodzież do nas przyjechała, by spędzili tu miło czas i choć na chwilę spróbowali oderwać się od tego, co dzieje się w ich kraju. I to się udało!

Wniosek projektowy składaliśmy tuż przed wybuchem wojny. Zmieniliśmy więc jego założenia, zaplanowaliśmy warsztaty z psychologiem. Wcześniej ich tematykę konsultowaliśmy z młodzieżą ukraińską. Myśleliśmy, że będą potrzebowali wskazówek, jak radzić sobie z traumą wojenną, a oni chcieli się dowiedzieć, jak cieszyć się życiem. Zwłaszcza w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Jednym z ćwiczeń w trakcie projektu był tzw. Słoik Wdzięczności. Trzeba było powiedzieć, za co jesteśmy wdzięczni. Nasi mówili: za to, że jestem w projekcie, że spędzam fajnie czas. Dzieciaki z Kijowa zaś dziękowały za to, że żyją, że mają co jeść, że ich dom wciąż stoi. To było bardzo wzruszające, pozwoliło nam przewartościować pewne sprawy, odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

Gra miejska i subiektywny przewodnik po Nowym Mieście. Skąd pomysł na tego typu działania?

Inspiracją było odzyskanie praw miejskich. Doszliśmy do wniosku, że skoro znowu jesteśmy miastem – choć nazwa wskazywała, że cały czas nim jesteśmy – musimy zrobić coś, co będzie dodatkową atrakcją w tym „nowym” mieście. Stąd przewrotna nazwa projektu: „Moje Nowe – Stare Miasto”. 

Dotychczas powstało kilka historycznych biuletynów o Nowym Mieście, mało atrakcyjnych z punktu widzenia młodzieży. Młodzi potrzebowali czegoś, co będzie dobrze odbierane przez nich samych i ich rówieśników, którzy zechcą tu przyjechać. Stąd pomysł na przewodnik oraz grę miejską.

Od ośmiu lat współpracujemy z kijowskim liceum. W tym czasie zrealizowaliśmy już wiele wspólnych projektów finansowanych z Polsko-Ukraińskiej Rady Wymiany Młodzieży. Wybór partnera był więc oczywisty, „Moje Nowe – Stare Miasto” to kolejna nasza wspólna inicjatywa.

Co kryje się za określeniem „subiektywny polsko-ukraiński przewodnik”?

Dostępny zarówno online, jak i w wersji papierowej przewodnik po Nowym Mieście został napisany językiem, którym posługuje się młodzież. Nie chcieliśmy tworzyć kolejnego standardowego biuletynu, zależało nam na tym, by pokazać miejsca nieoczywiste, wybrane przez młodzież, w pewien sposób im bliskie. W opisie każdego z nich jest kilka zdań o historii – informacje młodzież pozyskiwała podczas spotkań z lokalnymi ekspertami, twardych faktów, ale też skojarzeń, osobistych doświadczeń. Młodzież sama robiła też zdjęcia, a następnie wybierała najlepsze kadry. Co więcej, uczestnicy przetłumaczyli przewodnik na język ukraiński, pomagali im w tym uczniowie z Ukrainy, którzy po tym, jak wybuchła wojna rozpoczęli naukę w naszej szkole. Całość tworzy subiektywny obraz naszego miasta, punkt widzenia młodych ludzi.

Kto konkretnie stoi za tymi działaniami?

Uczniowie Zespołu Szkół w Nowym Mieście oraz młodzież z Kijowa w wieku od 10 do 16 lat. Dostaliśmy specjalną zgodę na udział młodszych dzieci, które śledzą nasze działania i już nie mogły się doczekać, kiedy dorosną, by móc wziąć w nich udział. Te dzieciaki były bardzo zaangażowane na każdym etapie projektu. W ciągu zaledwie kilku dni uczestnicy wykonali kawał dobrej roboty – zebrali informacje do przewodnika, spisali je, zredagowali całość i przetłumaczyli. Pracowali od rana do wieczora, przy okazji miło spędzając ze sobą czas. Co więcej, żeby stworzyć grę miejską pojechaliśmy do Torunia, bo tam mają duże doświadczenie w tej materii. Podczas specjalnych warsztatów młodzież uczyła się, jak stworzyć taką grę i to bez sięgania do zasobów internetu czy przewodników. Dowiedzieli się, na jakie miejsca zwracać uwagę, jak zaplanować grę, by była angażująca, jakie pytania zadawać, jakie zadania konstruować. To ich bardzo zainspirowało. 

Subiektywny przewodnik i gra miejska to tylko część działań. Jak na obawy, czy projekt w ogóle dojdzie do skutku bardzo dużo udało wam się zrobić.

To prawda. Wytyczyliśmy także turystyczną trasę spacerową po Nowym Mieście. W wybranych przez młodzież i opisanych w przewodniku miejscach rozmieściliśmy tablice z kodami QR. Po ich zeskanowaniu zainteresowany zyskuje dostęp do informacji dotyczących danego miejsca, oczywiście w dwóch językach. Stworzyliśmy też papierową pocztówkę z wybranymi przez młodzież zdjęciami, ozdobiliśmy ją haftami z polskimi i ukraińskimi wzorami, które powstały na warsztatach, a także jej dużo większy odpowiednik – „Nieoczywista pocztówka”, który stanął na drewnianym stelażu przed szkołą. Z wiklinowych koszy zrobionych przez młodzież powstało polsko-ukraińskie serce przyjaźni. Ukraińcy gościli również w domach polskich uczestników projektu. To było bardzo emocjonujące, bo ludzie, którzy zdążyli się zaprzyjaźnić mieli szansę pobyć ze sobą także na prywatnym gruncie.

Czy dzisiejsza młodzież jest zainteresowana inną kulturą, tradycją?

Młodzi są otwarci, ciekawi innego. Po drugiej stronie widzieli przede wszystkim swoich rówieśników, podobnie ubranych, z identycznymi smartfonami. Nie było stereotypowego traktowania Ukraińców jako uchodźców wojennych, ani barier w kontaktach. Jeszcze przed rozpoczęciem projektu wszyscy przygotowali krótkie prezentacje o sobie, utworzyliśmy grupę na Messengerze. Gdy doszło do spotkania, młodzi nie byli dla siebie zupełnie obcy. Nieco problemów sprawiała bariera językowa, ale gdy podczas zajęć integracyjnych opadły emocje, okazało się, że potrafią się nawzajem zrozumieć. Mówili po polsku, ukraińsku, angielsku i rosyjsku. Co ważne, szybko się przekonali, że nic ich nie dzieli, nic nie różni. Poza wojennymi doświadczeniami rzecz jasna. Przy realizacji tego projektu pomogło nam to, że ze szkołą w Kijowie współpracujemy już wiele lat. Ukraińcy nie jechali w nieznane, ale do miejsca, w którym wcześniej bywali już ich starsi koledzy. 

Planujecie kontynuację polsko-ukraińskich działań?

Jak najbardziej, złożyliśmy kolejny projekt, dostaliśmy dofinansowanie. Projekty polsko-ukraińskie na stałe wpisały się w kalendarz naszego szkolnego życia. W tak trudnej sytuacji chcemy zrobić wszystko, by podtrzymać tę współpracę. Zależy nam, by młodzież z Ukrainy mogła regularnie przyjeżdżać do Polski, by choć przez kilka dni odpocząć od wojennej rzeczywistości i spędzić czas z rówieśnikami. To też ważna życiowa lekcja dla Polaków. Po drugiej stronie nie ma stereotypowych uchodźców, są ich rówieśnicy. Tak podobni do nich młodzi ludzie, którzy też chcą cieszyć się każdym dniem, a dziś próbują normalnie żyć w tak nienormalnych i nieprzewidywalnych czasach, w których nic nie jest pewne, zbrojny konflikt determinuje codzienne zachowania. 

stopka strony